- Czytając Księdza blog ma
się wrażenie, że tymi doświadczeniami rocznego pobytu w Peru można byłoby
obdzielić kilka osób. Kiedy był taki moment poczucia, „rzucenia na wielkie
wody”?
Myślę, że już od małego miałem w sobie
duszę „włóczęgi”, a powołanie misyjne wzrastało z biegiem czasu. Najpierw
powołanie kapłańskie, a potem zrodziło się we mnie pragnienie wyjazdu na misje.
Kontakt z Siostrami Misjonarkami Miłości
Matki Teresy z Kalkuty oraz kontakt z misjonarzami pogłębiał moje pragnienie
”wypłynięcia na głębię”. Przed przyjęciem święceń kapłańskich
rozmawiałem z biskupem Piotrm Liberą, że w przyszłości chciałbym wyjechać i
poczuć misyjny szlak w swoim życiu. I tak się stało.
- Na tym bogatym szlaku
misyjnym, znalazła się wioska, w której nie było żadnego księdza od 20 lat. Czy
w takich chwilach najbardziej doświadcza się sensu misji?
Ta wioska, to wyprawa mojego życia. 12
godzin marszu przez dżunglę z plecakiem, brak wody i jedzenia, brak sił. Po
dojściu do tej wioski, myślałem tylko o tym, żeby położyć się spać, a przecież
ludzie już tak dawno nie widzieli u siebie księdza. Po krótkiej katechezie,
ochrzciłem tam dwójkę małych dzieci. To prawda, że miałem poczucie że na własnych obolałych nogach przyniosłem
tutaj słowa Ewangelii, sakrament Chrztu świętego, modlitwę. Przyniosłem tym
ludziom miłość Pana Boga, niesamowite doświadczenie miejsca, gdzie brakuje
cywilizacji. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że wszędzie są księża. Niestety,
na misjach brakuje kapłanów.
- Mała dziewczynka zapytała,
czy jest Ksiądz przyjacielem Boga…Czego mogą nauczyć misjonarza z Polski swoimi
zachowaniami, słowami młodzi i starzy Peruwiańczycy?
Kultura i mentalność ludzi z Iquitos, jest zupełnie inna niż
w Polsce. Przede wszystkim od tutejszych ludzi mogę się uczyć cierpliwości, aby
w swoim życiu nie śpieszyć się, bo na wszystko
wystarczy czasu. Cierpliwość to podstawowa cnota każdego misjonarza. Dzieci,
młodzież a także dorośli uczą mnie również otwartości i serdeczności do innych
ludzi. Prosta wiara w Pana Boga bardzo często pozytywnie mnie zaskakuje, i to
jest ich świadectwo wiary.
- Parafia św. Antoniego z
Padwy w Iquitos – czym zaskakuje, jakie wyzwania niesie?
Minęło pięć miesięcy jak jestem
proboszczem w tej parafii, i dopiero poznaje tutejszych parafian, jak
funkcjonuje parafia w ciągu roku. Bardzo pozytywnie zaskakują mnie parafianie,
którzy udzielają się w życiu parafii, zawsze mogą mi pomóc. Nawet podczas
powodzi kościoła i domu parafialnego, mogłem liczyć na ich pomoc, bez nich
byłoby ciężko posprzątać skutki powodzi. Zaskakuje mnie ich pomysłowość i
otwartość na drugiego człowieka. Wyzwań jest wiele i pomysłów w mojej głowie
mnóstwo, ale potrzebuje dużo czasu, aby powoli wprowadzać swoje plany w czyn.
Podstawową sprawą jest solidna katecheza dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy
przygotowują się do przyjęcia różnych sakramentów świętych.
- Patrząc jedynie na zdjęcia
z misji – piękne widoki, gromada uśmiechniętych dzieci wokół księdza misjonarza
– można czasem zapomnieć, że misje to nie czysta idylla…
Czasami uśmiech na twarzy dziecka, to
jedyne co posiada…smutne, ale prawdziwe. Bieda, kryzys rodziny, brak edukacji,
przemoc w rodzinach, współczesne problemy dotykają również Iquitos. Zachwyt nad
przyrodą, nowym miejscem minął mi po sześciu miesiącach pobytu tutaj. Później
rozpoczęła się posługa misyjna, i tak jest do dziś. Każdy dzień jest inny, i
trzeba umieć zachwycać się i cieszyć małymi rzeczami.
- Na blogu przewijają się
często słowa „wdzięczność” i „zaufanie”. Misje nadają im pełne znaczenie?
Tak, wdzięczny jestem Bogu za każdy dzień
mojej posługi misyjnej, za każdą spotkaną osobę. I każdego dnia uczę się
zaufania do ludności miejscowej, choć to czasami bywa trudne, bo na każdym
kroku chcą Cię oszukać, nie wszyscy oczywiście, ale większość.
Wdzięczny jestem także ludziom, moim parafianom, że pomagają
mi w prowadzeniu parafii, łodzi Piotrowej. To jest bardzo ważne, że nie jestem
sam na tym pokładzie.
- Pracuje Ksiądz w Iquitos,
gdzie od paru dobrych lat obecni są księża z diecezji płockiej. Czy ma to
jakieś znaczenie? Czy to pomaga?
Owszem, w Iquitos pracuje razem ze mną
pięciu księży z diecezji płockiej. Uważam, że jest to dobry pomysł, aby tworzyć
takie wspólnoty misyjne kapłanów z konkretnej diecezji. Ja, przez pół roku
mieszkałem na parafii u księdza z naszej diecezji, i dzięki temu mogłem
zapoznać się z tym, jak wygląda praca duszpasterska księdza w Iquitos. To był
bardzo dobry czas aklimatyzacji.
- Gdzie zaczynają się tak
naprawdę misje? W danym kraju, gdzie się jest posłanym, czy w sercu człowieka?
Myślę, że każdy człowiek żyjący na ziemi
ma jakąś misje do spełnienia, do wykonania. Moje misje na początku rodziły się
w moim sercu, a potem wyjechałem do Peru, kraju w którym brakuje kapłanów.
Prawdą jest, że każdy z nas jest tylko pielgrzymem tu na ziemi. I można sobie
postawić pytanie, dokąd idziesz człowieku? Co jest Twoim celem? Każdy z nas poprzez chrzest wezwany jest do
głoszenia Miłości Pana Boga, nie ważne w jakim miejscu się znajdując. Każdy z
nas ma swoją drogę do nieba. Tą drogą nie można iść bez Jezusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz