czwartek, 6 listopada 2014

Wywiad w Gościu Niedzielnym.

!9 października w Gościu Płockim został opublikowany wywiad dotyczący mojej pracy misyjnej w Iquitos. Autorem pytań jest pani Agnieszka Małecka, dziennikarz "Gościa Płockiego". Zapraszam do lektury.

- Czytając Księdza blog ma się wrażenie, że tymi doświadczeniami rocznego pobytu w Peru można byłoby obdzielić kilka osób. Kiedy był taki moment poczucia, „rzucenia na wielkie wody”?
Myślę, że już od małego miałem w sobie duszę „włóczęgi”, a powołanie misyjne wzrastało z biegiem czasu. Najpierw powołanie kapłańskie, a potem zrodziło się we mnie pragnienie wyjazdu na misje. Kontakt z  Siostrami Misjonarkami Miłości Matki Teresy z Kalkuty oraz kontakt z misjonarzami pogłębiał moje pragnienie ”wypłynięcia na głębię”.   Przed przyjęciem święceń kapłańskich rozmawiałem z biskupem Piotrm Liberą, że w przyszłości chciałbym wyjechać i poczuć misyjny szlak w swoim życiu. I tak się stało.

- Na tym bogatym szlaku misyjnym, znalazła się wioska, w której nie było żadnego księdza od 20 lat. Czy w takich chwilach najbardziej doświadcza się sensu misji?
Ta wioska, to wyprawa mojego życia. 12 godzin marszu przez dżunglę z plecakiem, brak wody i jedzenia, brak sił. Po dojściu do tej wioski, myślałem tylko o tym, żeby położyć się spać, a przecież ludzie już tak dawno nie widzieli u siebie księdza. Po krótkiej katechezie, ochrzciłem tam dwójkę małych dzieci. To prawda, że miałem poczucie  że na własnych obolałych nogach przyniosłem tutaj słowa Ewangelii, sakrament Chrztu świętego, modlitwę. Przyniosłem tym ludziom miłość Pana Boga, niesamowite doświadczenie miejsca, gdzie brakuje cywilizacji. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że wszędzie są księża. Niestety, na misjach brakuje kapłanów.

- Mała dziewczynka zapytała, czy jest Ksiądz przyjacielem Boga…Czego mogą nauczyć misjonarza z Polski swoimi zachowaniami, słowami młodzi i starzy Peruwiańczycy?
Kultura i mentalność ludzi z Iquitos, jest zupełnie inna niż w Polsce. Przede wszystkim od tutejszych ludzi mogę się uczyć cierpliwości, aby w swoim życiu nie śpieszyć się, bo na wszystko  wystarczy czasu. Cierpliwość to podstawowa cnota każdego misjonarza. Dzieci, młodzież a także dorośli uczą mnie również otwartości i serdeczności do innych ludzi. Prosta wiara w Pana Boga bardzo często pozytywnie mnie zaskakuje, i to jest ich świadectwo wiary.

- Parafia św. Antoniego z Padwy w Iquitos – czym zaskakuje, jakie wyzwania niesie?
Minęło pięć miesięcy jak jestem proboszczem w tej parafii, i dopiero poznaje tutejszych parafian, jak funkcjonuje parafia w ciągu roku. Bardzo pozytywnie zaskakują mnie parafianie, którzy udzielają się w życiu parafii, zawsze mogą mi pomóc. Nawet podczas powodzi kościoła i domu parafialnego, mogłem liczyć na ich pomoc, bez nich byłoby ciężko posprzątać skutki powodzi. Zaskakuje mnie ich pomysłowość i otwartość na drugiego człowieka. Wyzwań jest wiele i pomysłów w mojej głowie mnóstwo, ale potrzebuje dużo czasu, aby powoli wprowadzać swoje plany w czyn. Podstawową sprawą jest solidna katecheza dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy przygotowują się do przyjęcia różnych sakramentów świętych.


- Patrząc jedynie na zdjęcia z misji – piękne widoki, gromada uśmiechniętych dzieci wokół księdza misjonarza – można czasem zapomnieć, że misje to nie czysta idylla…
Czasami uśmiech na twarzy dziecka, to jedyne co posiada…smutne, ale prawdziwe. Bieda, kryzys rodziny, brak edukacji, przemoc w rodzinach, współczesne problemy dotykają również Iquitos. Zachwyt nad przyrodą, nowym miejscem minął mi po sześciu miesiącach pobytu tutaj. Później rozpoczęła się posługa misyjna, i tak jest do dziś. Każdy dzień jest inny, i trzeba umieć zachwycać się i cieszyć małymi rzeczami.

- Na blogu przewijają się często słowa „wdzięczność” i „zaufanie”. Misje nadają im pełne znaczenie?
Tak, wdzięczny jestem Bogu za każdy dzień mojej posługi misyjnej, za każdą spotkaną osobę. I każdego dnia uczę się zaufania do ludności miejscowej, choć to czasami bywa trudne, bo na każdym kroku chcą Cię oszukać, nie wszyscy oczywiście, ale większość.
Wdzięczny jestem także ludziom, moim parafianom, że pomagają mi w prowadzeniu parafii, łodzi Piotrowej. To jest bardzo ważne, że nie jestem sam na tym pokładzie.

- Pracuje Ksiądz w Iquitos, gdzie od paru dobrych lat obecni są księża z diecezji płockiej. Czy ma to jakieś znaczenie? Czy to pomaga?
Owszem, w Iquitos pracuje razem ze mną pięciu księży z diecezji płockiej. Uważam, że jest to dobry pomysł, aby tworzyć takie wspólnoty misyjne kapłanów z konkretnej diecezji. Ja, przez pół roku mieszkałem na parafii u księdza z naszej diecezji, i dzięki temu mogłem zapoznać się z tym, jak wygląda praca duszpasterska księdza w Iquitos. To był bardzo dobry czas aklimatyzacji.

- Gdzie zaczynają się tak naprawdę misje? W danym kraju, gdzie się jest posłanym, czy w sercu człowieka?

Myślę, że każdy człowiek żyjący na ziemi ma jakąś misje do spełnienia, do wykonania. Moje misje na początku rodziły się w moim sercu, a potem wyjechałem do Peru, kraju w którym brakuje kapłanów. Prawdą jest, że każdy z nas jest tylko pielgrzymem tu na ziemi. I można sobie postawić pytanie, dokąd idziesz człowieku? Co jest Twoim celem?  Każdy z nas poprzez chrzest wezwany jest do głoszenia Miłości Pana Boga, nie ważne w jakim miejscu się znajdując. Każdy z nas ma swoją drogę do nieba. Tą drogą nie można iść bez Jezusa.

niedziela, 2 listopada 2014

Bierzmowanie.

       08 października odbyło się Bierzmowanie w mojej parafii. Pierwszy raz w życiu udzielałem tego sakramentu, oczywiście mając pozwolenie swojego biskupa Miguela. Siedem dorosłych osób przyjęło sakrament, który ma umocnić ich w wierze, w miłości do Pana Boga. Tak sobie myślę, że te osoby powinny zawrzeć sakrament małżeństwa, zakładając swoje rodziny,to ich świadectwo prawdziwej wiary. Czas pokaże, ile osób z tej siódemki to uczyni. 
Duchu Święty umacniaj te osoby swoją obecnością. Amen. 
        Proszę zwrócić uwagę, jaką mam piękną stułę z Polski- ks. Szumanie- DZIĘKUJE!






piątek, 31 października 2014

Wizyta w wojsku.


   Pod koniec września miałem okazję wyruszyć na krótką wycieczkę, która została zorganizowana przez jednostkę marynarki wojennej. Była to nagroda dla wszystkich pracowników CETPRO
 ( Centrum Edukacyjne-Szkoleniowe), raz w roku zawsze odbywa się tak wycieczka. I ja, jako opiekun swoich pracowników, również zabrałem się na podziwianie piękna dżungli. 

   O godzinie 08:00 rano przypłynęła po nas łódź wojskowa, która zabrała nas na odludne miejsce, znajdujące się nad rzeką Amazonką. Oprócz zwiedzania jednostki wojskowej, koszarów, żołnierze zapewnili nam 5- godzinny spacer po dżungli, co każdemu bardzo się spodobało. Na koniec naszej wędrówki przez dżunglę, ludzie mieli okazję wykąpać się w strumyku. Proszę zauważyć na zdjęciu, że ludzie kapali się w ubraniach, takie to trochę dziwne, ale tutaj tak to wygląda. Takie mają przyzwyczajenie. 
    Podczas tej wyprawy miałem okazję pierwszy raz w życiu trzymać w swoich rękach węża, nie ukrywam, że trochę się bałem, ale szybko oswoiłem się z nim, co zresztą widać na zdjęciu. 
Takie wycieczki są nam potrzebne, to również nagroda jak i chwila relaksu i zapomnienia od codziennej pracy. Cała grupa była bardzo zadowolona, i już nie możemy doczekać się kolejnej wycieczki za rok.











sobota, 27 września 2014

Krzyż powodzi.

            To była najdziwniejsza Msza święta w moim życiu. W święto Podwyższenia Krzyża
(14 września) odprawiałem mszę o godzinie 19:00. Już po godzinie 18:00 w Iquitos zaczął padać deszcz. Tak sobie pomyślałem, że znowu nie będzie ludzi w kościele, że nikt nie przyjdzie.
Ale brak ludzi to jeszcze nic, dziś czekało coś więcej na mnie.
            Podczas mszy nic nie było słychać w kościele, ponieważ na dobre rozpętała się ulewa. W pewnym momencie, ministrant powiedział do mnie, że woda wlewa się do kościoła głównymi drzwiami. Szybka decyzja, rezygnuję z kazania, dokończę sprawowanie Eucharystii i potem zaczniemy sprzątać kościół. Cała niespodzianka czekała na mnie jeszcze, kiedy otworzyłem drzwi do mojego mieszkania- zobaczyłem basen we wszystkich pomieszczeniach mojej plebanii. Okazało się, że studzienki na głównej ulicy nie przyjmowały już wody, a do mojego mieszkania woda wlewała się przez odpływy, które już były pełne deszczu. Druga sprawa, że kilka lat temu, jak Chińczycy kładli asfalt w tej dzielnicy, gdzie mieszkam nie zrobili dobrze studzienek, i dlatego zalewa.
            Jak zobaczyłem wodę w każdym pokoju, to załamałem się. Taka powódź, taki krzyż dziś spadł na mnie. Sam nie byłbym wstanie posprzątać tego wszystkiego, dzięki Bogu ludzie z zespołu parafialnego ruszyli mi na pomoc. Tak sobie pomyślałem, że wiele razy w swoim życiu doświadczamy takich krzyży, których nie jesteśmy udźwignąć w pojedynkę, potrzebujemy pomocy drugiego człowieka. Co prawda, tej wody nie było tak dużo, jakieś 10-15cm, ale poczułem się taki bezradny. Czułem się taki przybity, że zawsze będzie mnie zalewać, jak będą takie ulewy. Taki słaby, że sam bym tego wszystkiego nie ogarnął.  Choć muszę przyznać, że odkąd jestem w Iquitos, to po raz pierwszy widziałem takie oberwanie chmury, które trwało ponad godzinę.

            Panie Boże, to doświadczenie też nauczyło mnie pokory, że tak naprawdę nic nie zależy ode mnie w moim życiu, że w ciągu chwili można stracić wszystko w swoim życiu. Doświadczając krzyża, doświadczamy miłości Jezusa, który za nas, za nasze grzechy umarł na krzyżu. I uczynił to z miłości do nas. A ja tak często nie chcę dźwigać swojego krzyża w swoim życiu.
        W następnych dniach trwały pracy na głównej ulicy, które miały na celu udrożnienie studzienek, zobaczymy czy to coś pomoże i na jak długo. Małe pompy wodne nie sprawdziły się, i następnego dnia przyjechała już duża ciężarówka, co widać na krótkim filmiku. 









środa, 24 września 2014

Motocykl zamiast łódki.


Nigdy w życiu nie myślałem, że będę jeździć motocyklem. Dzięki pomocy Miva Polska mogłem zakupić motor marki Honda Storm, który jest niezbędny w przemieszczaniu się po ulicach miasta Iquitos. Napisałem odpowiedni projekt do Warszawy i otrzymałem pieniądze.
 Powiem szczerze, że na początku nie wiedziałem jak zabrać się za naukę jazdy motorem, ale kurs bardzo szybko przeszedłem i już teraz spokojnie sobie radzę. Pan Bóg wie o co chodzi, bo był tego świadkiem. Choć jak odbierałem motor z salonu to poprosiłem Pawła, żeby to on kierował, ponieważ ja jeszcze miałem stracha.
A teraz bardzo polubiłem jazdę swoim „czarnym rumaczkiem”, choć u nas nie ma za wiele dróg, ale zawsze można trochę nakręcić kilometrów. No i oczywiście jeżdżę w kasku, a w ostatnich dniach znowu policja zatrzymuje kierowców i wlepia mandaty za brak posiadania kasku.
Oceńcie sami, czy podoba Wam się mój motocykl, dla mnie jest wystrzałowy i bardzo mi służy, dzięki niemu mogę dotrzeć wszędzie, a i w kieszeni zostaje sporo pieniędzy, które wcześniej wydawałem na przejazdy motokarem. Za 40 zł tankuję bak do pełna i mogę śmigać sobie przez cały miesiąc. Teraz widzę jaka to ogromna oszczędność posiadać swój własny środek transportu.
 Miva Polska w Iquitos-dziękuję.







sobota, 30 sierpnia 2014

Dzień skupienia

          W naszym życiu ciągle gdzieś pędzimy. Praca, studia, dom, rodzina...każdego dnia mamy mnóstwo obowiązków. Życie na parafii też ma swoje zadania i obowiązki, i czasem człowiek potrzebuje po prostu zatrzymać się. Dokonać refleksji swojego dotychczasowego życia. I taką okazję miałem własnie ja, kiedy 26 sierpnia poprowadziłem dzień skupienia dla sióstr zakonnych. Od samego rana do wieczora przeżyłem dzień w ciszy, bez muzyki, bez Internetu, bez komórki. Nasze wspólne rozmyślanie dotyczyło tematu służby Panu Bogu i bliźniemu. Co mnie inspiruje i motywuje, że podejmuję służbę misyjną? Skąd czerpać siłę do codziennych i trudnych zadań i obowiązków? Był czas na osobiste rozmyślanie, i na wspólną modlitwę, adorację Pana Jezusa, Eucharystię, modlitwę Liturgią Godzin. Nie zabrakło również sakramentu pojednania.
Dla mnie to był bardzo owocny czas, taki czas zatrzymania i "podładowania baterii wiary", aby dalej iść w swoim życiu drogą misyjną. 
                Myślę, że każdy z nas potrzebuje takiego czasu, aby zatrzymać się i pogłębić swoją relację z
Panem Bogiem. Czasem w naszym życiu, w naszych obowiązkach brakuje nam sił, jesteśmy tylko ludźmi, wkrada się rutyna, i nic nam się nie chce. Tutaj, gdzie mieszkam o życie duchowe trzeba walczyć każdego dnia, a mało jest miejsc, gdzie są organizowane rekolekcje, trzeba wyjeżdżać do Limy, u nas trochę panuje klimat "pustyni duchowej", choć znajdujemy się w dżungli. Dlatego bardzo cieszę się, że mogłem przeżyć taki dzień zadumy. Siostry poprosiły mnie już na następny miesiąc, abym po raz trzeci poprowadził dzień zamyślenia duchowego. 
           W swoim życiu zawsze gdzieś pędzimy, ale czasami warto się zatrzymać i zapytać, dokąd zmierzam w swoim życiu, co robię w swoim życiu? Potrzebujemy ciszy w swoim sercu, aby usłyszeć głos Pana Boga. W dobie Internetu, telewizji, komórek, głośnej muzyki- warto wejść w ciszę, aby spotkać się z Jezusem, posłuchać Jego słów, i zacząć je wcielać w swoje życie.
               Wieczorem, po kolacji mieliśmy godzinną adorację Pana Jezusa. Czas osobistej rozmowy i modlitwy z Bogiem ukrytym w Najświętszym Sakramencie, na kolanach. I to mnie bardzo urzekło, że człowiek zawsze powinien stawać w pokorze  przed Bogiem. Obserwując świat, widzimy, że człowiek chce być na równi z Bogiem, chce być wszechmogący, a to jest niemożliwe. 
                 Zapraszam wszystkich do małej ofiary, żeby każdego dnia przez 15 minut potrwać w ciszy na modlitwie z Panem Bogiem. Wsłuchać się w Jego słowo, chociażby w słowa Ewangelii z bieżącego dnia. Co Pan Bóg mówi do mnie?
                  Każdy dzień naszego życia jest darem dla nas, tylko od nas zależy jak wykorzystamy ten dar...







sobota, 23 sierpnia 2014

Niebezpieczne przygody.

Pan Bóg czuwa nade mną...
 W poniedziałek o godzinie 23:00 do mojego mieszkania zapukał ktoś..raz, drugi i trzeci. W półśnie wstałem, aby zobaczyć, kto tak dobija się do mojego domku. W drzwiach wejściowych mam małe okienko, które otworzyłem i zobaczyłem dwóch gości, w wieku 30-35 lat. Zapytałem , co się stało. Usłyszałem od nich, że jeden z ich ma siostrę, która ma 15 lat i jest bardzo chora i potrzebuje księdza. Odpowiedziałem, że skoro jest bardzo chora, to powinni jechać z nią do szpitala, aby poradzić się lekarza, co się dzieje. Później, usłyszałem że dziewczyna ma ataki opętania, i że potrzebuje sakramentu Chrztu, ponieważ nie jest ochrzczona. I w tym momencie,  w mojej głowie zapaliło się światełko, że to wszystko coś nie gra. Odpowiedziałem tym gościom,żeby pojechali do domu, i albo zawieźli dziewczynę do szpitala, a jeśli poczuje się lepiej, to żeby pomodlili się za nią, o zdrowie dla niej i zostali w domu. A jutro, o godzinie 16:00 przyjedźcie, to przygotujemy wszystko do sakramentu Chrztu świętego...do dziś żaden z nich nie pokazał się. Prawdopodobnie chcieli mnie wyciągnąć z domu pod przykrywką wizyty do chorej osoby, a gdybym z nimi pojechał, to nie wiem, co by stało się tam na miejscu. Może dostałbym kijem w głowę, okradliby mieszkanie, nie wiem, nie chcę nawet o tym rozmyślać. Zawsze, jeśli ktoś prosi o wizytę do chorej osoby, to przychodzi wcześniej, a nie w nocy. Następnego dnia dzieliłem się tym przeżyciem z ludźmi ze swojej Rady Parafialnej, wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że to była próba napadu na mnie. Aż strach pomyśleć, jak to wszystko mogło skończyć się. Dobrze, że nie otworzyłem tym typkom drzwi do domu. Kiedyś miał miejsce, że jeden z misjonarzy został uderzony w głowę, a całe mieszkanie zostało okradzione. Powiem szczerze, że wystraszyłem się trochę, że jednak ta moja dzielnica, w której mieszkam, jest naprawdę niebezpieczna.
            Ale to nie koniec moich przygód..za tydzień jadę do seminarium motokarem, podróż z mojego domu do seminarium trwa prawie godzinę, muszę przejechać całe miasto. Jadać tak, bardzo zamyśliłem się, aż w pewnym momencie ocknąłem się, jak  w nasz pojazd walnęły płyty takie triplex. Jadące przed nami motokaro wiozło na dachu płyty, które były słabo przymocowane i cały ładunek runął na ulicę, jedna płyta uderzyła w motor mojego kierowcy a dwie spadły na  dach, dzięki Bogu nic nam się nie stało. Mój kierowca wkurzył się i posłał wiązankę niecenzuralnych słów w kierunku nieodpowiedzialnego kierowcy.
Inna sprawa, że takim motokaro można przewozić wszystko, kiedyś widziałem lodówkę, i wiele innych dużych rzeczy. Gdyby uderzyła w nas lodówka, to pewnie byłoby z nami krucho.

            Dzięki Bogu, z dwóch tych przygód wyszedłem cało, i nic mi się nie stało.


Parasolka zamiast Krzyża.

   Ostatnio miałem okazję wybrać się poza miasto i zobaczyć coś oryginalnego- cmentarz z parasolkami. Okazało si,ę że jest to prywatny cmentarz, na którym właściciel zabronił używania symboli religijnych, i są tylko parasolki. Pod parasolką jest mała tabliczka z danymi osoby zmarłej.  Ludziom w głowach się miesza, i gubią się w swoich myślach. Dla nas, ludzi wierzących w Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, Krzyż jest drogowskazem do zbawienia. Co mi po takiej parasolce...wolę życie wieczne w niebie.


niedziela, 3 sierpnia 2014

Fiestas Patrias

         Święto Peru
         28 lipca 1821 roku Peru odzyskało niepodległość. Z tej okazji 28 i 29 lipca obchodzone jest  Fiestas Patrias, czyli święto ojczyzny. Jak co roku organizowana jest defilada i przemarsz wojsk peruwiańskich. W tym roku miałem okazje zobaczyć to na własne oczy. W tych dniach szczególnych dla Peru można zauważyć, że w każdym domu wywieszona jest flaga narodu peruwiańskiego. Za jej brak grozi nawet mandat, wynosi ok. 100 soli, nawet mniej. I ładnie to wygląda, jak na ulicach powiewają flagi narodowe. Ale skupmy się na samej defiladzie. To, co zrobiło na mnie wrażenie, to mnóstwo wojska, które przemaszerowało przed nami, aby pokazać swoją siłę. Oprócz wojska również maszerowali policjanci, a nawet dzieci z różnych szkół. Już od małego dzieci są uczone, że wojsko to najlepsza część państwa. Zresztą dla dzieci to ogromna frajda, zobaczyć tak dużo żołnierzy.  Przed rozpoczęciem defilady, wiceprezydent regionu Loreto, został poproszony o wciągnięcie flagi Peru ( to ten pan, który jest przepasany flagą peruwiańską).
         Samego prezydenta zabrakło na tych uroczystościach, ponieważ rzekomo jest chory i przebywa w klinice. Prawda jest taka, że ma postawiony zarzut korupcji, kradzieży i grozi mu więzienie, a mimo tego ludzie go popierają , bo w zamian dostają od niego prezenty, np. nowa blacha na dach domu...zostawiam to bez komentarza, mam tylko nadzieję, że w zbliżających się wyborach (październik), ten pan już nie wygra. Przypatrując się temu wszystkiemu,  można powiedzieć, że wszystko tak pięknie wygląda w tym państwie, ale niestety, tak nie jest. Oglądając defiladę, i przypatrując się ludziom, doszedłem do wniosku, że wojsko, policja w tym kraju odgrywa bardzo dużą rolę.
         W mojej parafii rozpoczęliśmy świętowanie już w niedzielę, ponieważ wiedziałem, że w poniedziałek ludzie już nie przyjdą do kościoła. Odprawiłem mszę w intencji naszej ojczyzny, a po komunii świętej, wspólnie z ludźmi odmówiliśmy modlitwę w intencji Peru. Każda osoba otrzymała karteczkę z wydrukowanym tekstem modlitwy. Po zakończonej Mszy świętej wspólnie zaśpiewaliśmy hymn państwa. Jak by nie było, teraz żyję w Peru, i trzeba się integrować z wiernymi, ale zawsze będę Polakiem i jestem dumny z historii mojego narodu.
           Miałem rację, w poniedziałek, czyli 28 lipca na Eucharystii było 10 osób, reszta zajęła się „świętowaniem” i pewnie nie miała już siły przyjść do kościoła. 
         W Polsce 11 listopada, zawsze jest dużo wiernych w naszych kościołach, nie możemy zapomnieć o modlitwie za naszą ojczyznę.

To coś nowego dla mnie, i dlatego chciałem się z wszystkimi podzielić tym, co przeżywam w moim miasteczku Iquitos.

         










niedziela, 20 lipca 2014

Mali przyjaciele Jezusa.

Czy jesteś przyjacielem Boga?
Pewnego dnia, siedząc sobie w kościele i czekając, że może ktoś przyjdzie do spowiedzi przed Mszą świętą, podeszła do mnie pięcioletnia dziewczynka. Pytanie, jakie mi zadała, poruszyło moje serce. Mała dziewczynka zapytała mnie, czy jestem przyjacielem Boga? Powiem, szczerze, że nie spodziewałem się takiego pytania. Odpowiedziałem, że tak, że jestem księdzem, i że przyjaźnię się z Panem Bogiem. Później po Mszy świętej, dużo myślałem nad tym pytaniem; jakim ja jestem przyjacielem dla Boga?
To prawda, że poprzez chrzest jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jak naprawdę w swoim życiu przyjaźnimy się z Jezusem? W przyjaźni, przyjaciele zawsze sobie ufają, na ile ja ufam Jezusowi? W przyjaźni przyjaciele zawsze sobie przebaczają, ile razy to ja nie chcę przebaczyć drugiemu człowiekowi? W przyjaźni przyjaciele zawsze się wspierają, czy ja zawsze wspieram drugą osobę?
Pan Bóg pierwszy nas ukochał, dał nam swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który chce się z nami zaprzyjaźnić i prowadzić nas do Boga Ojca.
Dziś, każdemu z Was chcę postawić to pytanie, które postawiła mi mała, pięcioletnia dziewczynka, czy jesteś przyjacielem Boga? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie, jakim jest przyjacielem dla Jezusa?
 Małe dzieci, to mali przyjaciele Jezusa.




sobota, 19 lipca 2014

Na śniadanie głowa św.Jana?

 Tak, to jest możliwe. Postanowiłem opisać kilka wspomnień z minionego miesiąca, i wytłumaczyć jak to jest możliwe, zjeść głowę s. Jana na śniadanie. Zapraszam do lektury.
Jak wiemy, 24 czerwca w kościele wspominamy św. Jana Chrzciciela, patrona naszego miasta Iquitos. Jest to dzień wolny od pracy. 23 czerwca, wieczorem po Mszy świętej jest zwyczaj poświęcenia ognia, tzw, „bendición del shunto”- błogosławieństwo ognia. Po zakończonej Eucharystii, wraz z ludem wyszliśmy przed kościół, aby dokonać właśnie tego obrzędu. Po modlitwie nad ogniem, ludzie mają zwyczaj skakać przez ognisko, co symbolizuje oczyszczenie ludzi z wszelkich  złych przywiązań, nawyków. Najwięcej skakało dzieci przez ognisko, dorośli czynili to niechętnie. To wszystko oczywiście wywodzi się ze Starego Testamentu, gdzie ogień pełnił rolę oczyszczenia, zapewniał bezpieczeństwo. Następnie, każda osoba, która przyniosła ze sobą świeczkę, zapaliła ją od ogniska i zaniosła do swojego domu. Światło Chrystusa na oświecenie pogan...Jezus jest Najwyższą Światłością. I to wszystko miało miejsce wieczorem 23 czerwca.
A co z tą głową św. Jana na śniadanie?
Już wyjaśniam, że 24 czerwca miałem Mszę świętą o godzinie 08:00 rano, podczas której pobłogosławiłem „los juanes”, czyli dosłownie „janków”. Jest to pyszna potrawa, liść zawinięty i uformowany w kształcie głowy, a w środku: ryż, kurczak, jajko, jakiś sosik, oliwki. Liść służy tylko za opakowanie. Na zdjęciu widać bardzo dobrze, jak  wygląda ten przysmak. Jest to tradycyjna potrawa w Iquitos i nazywa się głową św. Jana. Po zakończonej Eucharystii, usiadłem do stołu i na śniadanie zjadłem głowę św. Jana. To również wywodzi się z Biblii, gdzie czytamy, że Jan Chrzciciel poniósł śmierć męczeńską po przez ścięcie głowy.

Dzień św. Jana Chrzciciela to naprawdę świąteczny dzień, i ludzie mają fiestę aż do późnego wieczora, po prostu lubią się bawić. 




niedziela, 22 czerwca 2014

Odpust parafialny.


            13 czerwca 2014 roku- to mój pierwszy odpust w parafii, i nowe doświadczenie. Jako proboszcz byłem odpowiedzialny za wszystko, ale spokojnie wszystko przebiegło. Od samego rana można było zapoznać się z grupą parafialną CETPRO, grupa edukacyjno-szkoleniowa, która prowadzi w parafii różne kursy: komputerowy, fryzjerstwo, gotowanie, szycie i kosmetyka. Oczywiście można było spróbować pysznych potraw, iść do fryzjera za 3zł, czy kupić sobie jakiś drobiazg. Tutaj w Iquitos jest to normalne, że fryzjer ma swój zakład pracy na ulicy, i  ceny są bardzo niskie.
            Wieczorem miała miejsce uroczysta Msza święta z biskupem Miguelem, po której wyruszyliśmy z procesją z figurą św. Antoniego z Padwy, patronem naszej parafii. Po zakończonej procesji, odbyła się mała fiesta, nie zabrakło tańców przed figurą św. Antoniego. Jest to jedna z form modlitwy, uwielbienia Pana Boga poprzez taniec, to co robili Izraelici w Starym Testamencie- tańcząc przed Arką Przymierza. W ten sposób oddawali cześć  Bogu Jahwe. Oczywiście ja również tańczyłem, w ten sposób integrowałem się z parafianami. Był również mały poczęstunek, czas na rozmowy. Dla mnie to wszystko jest nowe, i każdego miesiąca poznaję coś nowego w swojej parafii, bo każda parafia w Iquitos ma swoją specyfikę. Każdego dnia mogę obserwować to, jak każda osoba przed Mszą świętą, przychodząc do kościoła, modli się przed figurą Matki Bożej i św. Antoniego, dotykając tych figur. Ludzie potrzebują tutaj takiego fizycznego kontaktu ze świętymi, aby móc ich dotknąć, aby wszyscy święci wypraszali im potrzebne łaski. Piękna tradycja, takiego zwyczaju raczej nie ma w Polsce.
            Powróćmy do procesji. Dla mnie taka procesja ulicami naszej dzielnicy, to żywe świadectwo wiary, głoszenia Pana Boga. Odkąd zostałem proboszczem w tej parafii, każdego dnia odmawiam litanię do św. Antoniego w intencji swoich parafian, aby św. Antoni wstawiał się za nimi i za mną, abym miał siłę prowadzić wiernych do Pana Boga.
            Dziś również modliłem się za swojego zmarłego dziadka Antoniego z Lipowca. Nasi bliscy zmarli potrzebują naszej modlitwy, nie zapominajmy o tym.
            Po zakończonym dniu byłem zmęczony, i pewnie procesją i tańcami, ale byłem bardzo szczęśliwy, że wszystko dobrze wyszło, że to wszystko ma służyć na większą chwałę Bogu. Za rok pewnie będzie jeszcze więcej atrakcji.