czwartek, 26 grudnia 2013

Święta Bożego Narodzenia w Iquitos.

Moje pierwsze święta Bożego Narodzenia, które przeżyłem w Iquitos, były w zupełnie innym klimacie, niż w Polsce. Może zacznę od tego, że  nie było śniegu, a temperatura w Wigilie wynosiła ponad 30 stopni. Jeżeli chodzi o obyczaje tutejsze, to zaskoczyło mnie to, że najpierw jest Pasterka, która w naszym kościele rozpoczęła się o 21:00, a potem dopiero kolacja wigilijna. W Iquitos nie ma postu, a na stole zawsze jest indyk albo kurczak, to są dwie główne potrawy, które są bardzo smaczne. Nie ma dzielenia się opłatkiem i składania sobie długich życzeń jak ma to miejsce w Polsce, nie ma również śpiewania kolęd. Dlatego tego wszystkiego brakowało mi w tym szczególnym dniu. Korzystając z Internetu, wykonałem kilka telefonów do rodziny i najbliższych, aby złożyć im świąteczne życzenia. Nie sposób byłoby zadzwonić do wszystkich, dlatego jeszcze raz tutaj składam życzenia świąteczne, niech Pan Jezus oświeca Wasze drogi życiowe, abyście zawsze trwali w blasku Jego oblicza. 
Podczas Pasterki młodzież przygotowała małe przedstawienie ukazujące scenę narodzenia Jezusa, bardzo mi się to wszystko podobało, po krótkim kazaniu, które ks. Paweł powiedział, miało miejsce błogosławieństwo panetonów, pysznego ciasta, które tutaj je się na Boże Narodzenie. Historia panetonów ma ponad 500 lat, i wywodzi się z Włoch, a w Peru panetony są obecne od ponad stu lat, i są naprawdę pyszne. Smakują jak nasze ciasto drożdżowe, coś w tym stylu. Kolejna nowością dla mnie było to, że po zakończonej Mszy świętej wszyscy ludzie procesyjnie podchodzili, aby ucałować stopkę dzieciątka Jezus. piękny gest. Po zakończonej Eucharystii mieliśmy zaproszenie do sióstr na Wigilię, i oczywiście na stole był przepyszny indyk. Mimo tego, że godzina była już późna, to i tak było bardzo gorąco, około 30 stopni. O północy kolejna nowa rzecz dla mnie, że tutaj puszcza się fajerwerki, nie wiem dlaczego i skąd taka tradycja u nich, ale tak jest.
W pierwszy dzień świąt mieliśmy Mszę świętą z chrztami o godzinie 10:00, i potem cały dzień już wolny, gdyby nie rodzice dzieci i rodzice chrzestni, to w kościele nie byłoby ludzi na Mszy świętej. Dlatego też w parafiach w Iquitos, w pierwszy dzień świąt odbywają się chrzty małych dzieci. O godzinie 12:30 mieliśmy wspólny obiad z księżmi z Hiszpanii, ze zgromadzenia Augustianów.
I tak wyglądały moje święta w Iquitos, drugiego dnia świąt tutaj nie obchodzi się. Moje refleksje i przemyślenia są rożne, jedno jest pewne, że w tym roku dwa największe święta kościelne dla katolików spędziłem poza Polską, Wielkanoc w Irlandii, w Dublinie, i teraz Boże Narodzenie w Peru. Niesamowite to jest, że Pan Jezus rodzi się wszędzie i dla wszystkich ludzi, a tylko to od nas zależy, czy my go przyjmiemy do swoich serc. Tak do końca to  nie czułem tego klimatu świątecznego tutaj, tutejsi ludzie bardziej skupiają uwagę na prezentach, nie w każdym domu jest taka rodzinna kolacja w Wigilię, niestety brakuje takiej atmosfery jak w Polsce. I tak przeżyłem swoje pierwsze święta Bożego Narodzenia w Iquitos, najważniejsze jest to, żeby mieć Jezusa w swoim sercu, nieważne gdzie się jest, ważne jest, aby z Nim żyć każdego dnia. Przede mną teraz pożegnanie Starego Roku i przywitanie Nowego, zobaczymy w jaki sposób będę to świętował.
Zdjęcia przedstawiają szopkę, która znajduje się w centrum miasta, stół wigilijny, pięknie nakryty przez siostry, panetony, które jemy tutaj, scenę z przedstawienia, całowanie stopki dzieciątka Jezus przez ludzi. Radujmy się z Narodzenia Pańskiego. 








sobota, 21 grudnia 2013

Rekolekcje w seminarium.

Od poniedziałku do środy prowadziłem rekolekcje dla kleryków w seminarium, w Iquitos. To były moje pierwsze rekolekcje, które prowadziłem dla seminarzystów, i to był naprawdę bardzo dobry czas. Przede wszystkim przez trzy dni klerycy zachowywali milczenie,aby w ciszy jeszcze bardziej usłyszeć głos Pana Boga. Dla mnie to również był owocny czas, bo mogłem pogłębić jeszcze bardziej swoją  relację z Panem Bogiem. Ten czas przed świętami jest bardzo napięty-porządki, zakupy prezentów, taka ciągła gonitwa, i możemy zapomnieć o tym, że najważniejsze jest nasze serce, czyste i pojednane z Bogiem, aby Jezus Chrystus, który nam się narodzi, mógł zamieszkać w naszych sercach. Tematy, które poruszyłem były następujące: stworzenie człowieka przez Boga, grzech i ślepota duchowa człowieka i miłość Boga do człowieka. Seminarzyści teraz rozpoczynają swoje wakacje, które będą trwać dwa miesiące. 
Seminarium jest położone praktycznie już poza miastem, tak trochę na odludziu, dlatego tutaj zawsze panuje cisza i spokój, bardzo często nie ma wieczorami prądu- raz zdarzyło mi się odprawiać Mszę świętą przy świeczkach. Drugiego dnia klerycy pod drzwiami kaplicy spotkali węża, który smacznie sobie spał, nie był jadowity- został odniesiony do dżungli, skąd przywędrował do nas. Niestety, nie miałem okazji go zobaczyć na własne oczy. 
Przedstawiam zdjęcia seminarium, budynek i cudowny ogród, gdzie można kontemplować przyrodę stworzoną przez Pana Boga.







środa, 11 grudnia 2013

Ozdoby świąteczne na Boże Narodzenie.

Chodząc ulicami Iquitos, widać już mnóstwo sztucznych choinek, ozdób świątecznych, światełek, słychać kolędy w sklepach, itd...Tylko śniegu brakuje. Już powoli zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Również dziewczynki z domu prowadzonego przez siostry zakonne nie próżnują i zorganizowały kiermasz ozdób świątecznych. Wszystkie te piękne ozdoby zostały wykonane z recyklingu, z różnych odpadów plastikowych, i są naprawdę śliczne. Trzeba pogratulować dzieciom za pomysłowość i pracę przy wykonaniu tych wszystkich rzeczy. Oceńcie sami pracę naszych małych pociech.




wtorek, 10 grudnia 2013

Pierwsza Komunia święta bez Pana Jezusa?...

8 grudnia odprawiłem dwie Msze święte, i na każdej z nich była Pierwsza Komunia święta. To co przeżyłem dziś, to było naprawdę bardzo stresujące. Drugą Mszę świętą odprawiałem w kaplicy, która znajduje się na terenie wojskowym, gdzie mieszka kilkadziesiąt rodzin generałów, poruczników, i innych ważnych osób pracujących w wojsku. Msza święta była odprawiana na otwartym terenie, ponieważ było dużo ludzi i wszyscy nie zmieściliby się w kaplicy. I na początku Msza święta przebiegała spokojnie, do czasu kiedy rozpoczął się obrzęd sakramentu Chrztu świętego, okazało się, że nie ma oleju Krzyżma świętego, żeby namaścić dzieci, ale akurat to do istoty chrztu nie należy, istotą chrztu jest potrójne polanie wodą  głowy i wypowiedzenie słów: Ja , Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha świętego...ale to nie koniec problemów, jakie miałem później. W pewnym momencie Duch święty mnie oświecił i uświadomiłem sobie, że nie ma żadnej puszki przygotowanej na Mszę do konsekracji,a  w kaplicy w tabernakulum może nie być wystarczającej ilości komunikantów dla dzieci i wszystkich przyjmujących Komunię świętą podczas tej Mszy..Pomyślałem sobie, że dla wszystkich dzieci nie starczy Pana Jezusa, i co wtedy będzie?
Myśląc szybko, wysłałem starszego ministranta do kaplicy, aby przyniósł mi Najświętszy Sakrament z tabernakulum, nie chciałem przerywać Mszy świętej, a do kaplicy był spory kawałek drogi. Po chwili ministrant przyniósł mi dwie puszki- jedną z tabernakulum, gdzie znajdował się Pan Jezus, i drugą, w której były komunikanty przygotowane do konsekracji, ale było już za późno...Dzięki Bogu, łamiąc- dzieląc  komunikanty na pół, Pana Jezusa wystarczyło dla wszystkich, ale o mały włos dzieci mogłyby nie przyjąć Pana Jezusa do swoich serc, i co wtedy. Tutaj rodzi mi się pytanie, jak bym postąpił, gdyby okazało się, że nie ma wystarczającej ilości Pana Jezusa? Czy udzielałbym komunikanty z drugiej puszki, wiedząc, że nie są zakonsekrowane, że nie jest to Ciało Jezusa Chrystusa? Czy wziąłbym na siebie tak dużą odpowiedzialność i udzieliłbym dzieciom nie Pana Jezusa, a tylko zwykłe komunikanty?Bardzo trudna sytuacja, jechać do sąsiedniej parafii? Spora odległość, brak czasu-to wszystko wydawało mi się bardzo trudne,ale Pan Bóg sprawił, że wszystko dobrze się skończyło. Na zakończenie wspólne pamiątkowe zdjęcie z wszystkimi dziećmi wynagrodziło mi cały trud tej niezwykłej Eucharystii, misjonarz tutaj musi być przygotowany na wszystko. Pani, która była odpowiedzialna za wszystko, nie dopilnowała wszystkiego, tak jak trzeba było to zrobić.

sobota, 7 grudnia 2013

Sakrament Chrztu świętego i "moja przyjaciółka biegunka".

W środę 4 grudnia po raz pierwszy w Iquitos udzieliłem Chrztu świętego. Blanca- lat 13 i jej brat Kevin- lat 14, sakrament Chrztu świętego był udzielany poza Mszą świętą. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że chrzcimy małe dzieci, tutaj tak nie jest. Czasami to babcie bardziej zabiegają o chrzest niż rodzice dziecka. Podczas chrztu, miałem taką świadomość, że głoszę Ewangelię i udzielam sakramentu w imię Jezusa, jestem świadkiem i kapłanem Boga, i On mnie posłał aż do Peru. Podczas chrztu nie żałowałem wody święconej, im więcej, tym lepiej. Tutaj w Iquitos dla ludzi, znaki, gesty i symbole są bardzo ważne. 
I tak pierwszy chrzest mam za sobą. W piątek również po raz pierwszy  udzielałem sakramentu Namaszczenia Chorych w szpitalu, dostałem telefon z sąsiedniej parafii, aby jechać do chorego. O godzinie 19:00 miałem Mszę świętą w parafii Santa Rosa de Lima, ale podróż do szpitala i powrót potrwał zbyt długo, dlatego Mszę zacząłem odprawiać dopiero o godzinie 19:25, mały poślizg, ale ludzie wiedzieli, że pojechałem do chorego, do szpitala- i cierpliwie czekali na mój powrót. Stan chorego Angela jest poważny, ma 68 lat i zobaczymy, czy odzyska zdrowie. Dziś również pierwszy raz jeździłem samochodem po Iquitos-myślę, że jazda w Warszawie jest przyjemniejsza. Tutaj trzeba uważać na motokary, motory i przepisy ruchu drogowego trochę inaczej funkcjonują. Prosty przykład, jeśli chcę skręcić w lewo, lub zając miejsce z lewej strony, to wystawiam lewą rękę, i kierowca jadący za mną, musi mnie wpuścić..śmiesznie to wygląda, ale tak jest. Ogólnie samochodem czy motorem po mieście nie można się rozpędzić, maksymalnie do 40 km/h. I trzeba uważać, żeby ktoś nagle nie wyjechał i nie zajechał nam drogi. Ja jestem gringo, czyli w przypadku stłuczki czy wypadku, to ja jestem zawsze winny, i muszę płacić pieniądze, bo jestem biały. Ale jestem zadowolony z tej jazdy, choć po Nowym Roku trzeba rozejrzeć się za motorem, motocykl jest wygodniejszy do poruszania się po mieście. Sobota minęła mi spokojnie, grałem dziś z chłopakami w piłkę nożną, która tutaj jest bardzo popularna.Piłka to najlepszy prezent dla małego chłopca czy dziewczynki, wszyscy tutaj grają. Zaczęliśmy grać o godzinie 17:00, ale przy tej temperaturze, graliśmy tylko 40 minut, a ja potem byłem wypruty, nie chwaląc się, udało mi się nawet strzelić 4 gole, i moja drużyna wygrała 12:8- w końcu chodziło się na mecze Legii Warszawa...Dziś również po obiedzie, odezwała się znowu "moja przyjaciółka- biegunka", niestety nie zapomniała o mnie. I podczas Mszy świętej, było naprawdę ciężko, ale Pan Bóg dał siłę, i dotrwałem do końca Eucharystii, choć podobno wyglądałem mizernie- blady jak ściana i oblewały mnie zimne poty. Nie życzę nikomu takiej choroby, ale myślę, że mój organizm jeszcze do końca nie zaaklimatyzował się. Odpowiednie leki pozwalają wyzdrowieć, ale swoje trzeba wycierpieć. Ofiaruję to wszystko w intencji tych ludzi, którzy tutaj też cierpią, i to jeszcze gorzej. 
Jutro czeka mnie Niedziela, dwie Pierwsze Komunie i Chrzest dzieci, daj Boże tylko zdrowie na jutro, abym był sprawnym misjonarzem, i mógł służyć Tobie i ludziom.










środa, 4 grudnia 2013

Ofiarowanie dziecka Panu Bogu...

I Niedziela Adwentu zapadnie mi głęboko w pamięci. Podczas Mszy świętej w dzielnicy Masusa, bardzo biednej i niebezpiecznej, miało miejsce ofiarowanie małego dziecka Panu Bogu. Zwyczaj ten wywodzi się z prawa żydowskiego, ze Starego Testamentu. Czyniono tak na pamiątkę ocalenia pierworodnych synów Izraela z niewoli egipskiej. Każdy pierworodny chłopiec był uważany jako własność Boga. Tak jak Maryja z Józefem zanieśli małego Jezusa do świątyni, tak  dziś ja również coś takiego przeżyłem, kiedy to matka małego Pedro przyniosła go, aby złożyć swojego synka na ręce kapłana. w kościele. Ten akt religijny jest gestem symbolicznym poświęcenia Panu Bogu tego, co rodzice posiadają najcenniejszego. Nie oznacza to jednak poświęcenia syna do służby kapłańskiej. Dla mnie to było niesamowite przeżycie, kiedy małe dziecko na swoich dłoniach uniosłem w górę, następnie pobłogosławiłem i pocałowałem w czoło. Potem dziecko wróciło oddałem w ręce mamy. Coś pięknego i cudownego przeżyłem na tej Mszy świętej. Wcześniej odbyło się uroczyste poświęcenie wieńca adwentowego i zapalenie na nim  pierwszej świeczki. Po skończonej Mszy świętej było ciasto i napoje, rodzice małego Pedro zorganizowali mały słodki poczęstunek. Dla Pana Boga nie ma przypadków, a tak się złożyło, ż właśnie dziś miałem również zaplanowane spotkanie ze znajomymi, podczas którego mamy świętować narodziny mojego bratanka- Miłosza. Choć widziałem go tylko na zdjęciu, to Pan Bóg dziś sprawił, że mogłem trzymać na swoich dłoniach małe dzieciątko, małego Pedro, coś pięknego dla mnie, trzymać w swoich dłoniach mały cud życia.Panie Boże dziękuję Ci za to wszystko, czego dziś doświadczyłem.







poniedziałek, 2 grudnia 2013

Święcenia Diakonatu

30 listopada w katedrze w Iquitos święcenia diakonatu przyjął kleryk Luis Adler Pizango Diaz (podwójne imię i nazwisko), który praktykę duszpasterską miał w tej parafii, w której obecnie mieszkam- El Senor De Los Milagros. Kiedy uczestniczyłem w tej mszy świętej, przypomniały mi się moje święcenia diakonatu, które przyjąłem 8 grudnia 2007 roku w kaplicy seminaryjnej. To jedyny kleryk, który w tym roku został diakonem, ponieważ tutaj nie ma dużo powołań. Ale i tak te dzisiejsze święcenia to owoc pracy seminaryjnej, pracy misyjnej- serce raduje się, że są powołania do służby kapłańskiej z Iquitos. Cała Eucharystia trwała 1,5h, trzy modlitwy były śpiewane  po łacinie- Pater Noster, Agnus Dei i Salve Regina- przypomniała mi się łacina, którą miałem w seminarium , w Płocku. Dziś również poznałem dwie Polki świeckie, które pracują w sąsiednim wikariacie, czyli jakby w sąsiedniej diecezji- Ania i Dominika. Ta druga jest już w Peru ponad 30 lat, wielki szacunek dla tej osoby-słuchałem jej opowiadań z zapartym tchem- niesamowite przygody miała w swoim życiu. I tak minęła mi sobota, a w niedzielę rano pojechałem do więzienia razem z księdzem Markiem Brulińskim, który tam pełni funkcję kapelana. Podczas Mszy świętej spowiadałem mężczyzn, samo miejsce już robi wrażenie, i myślę, że nikt z nas nie chciałby tam trafić. Ogromna wiara tych ludzi pozwala im też na to, aby wytrzymać ten czas kary, bo naprawdę nie jest łatwo tutaj żyć. Narkotyki, przemoc, prostytucja czy też wykorzystywanie seksualne zdarza się w tym miejscu- tutaj ludzie siedzą głownie za przemyt narkotyków, bo to najłatwiejszy i najszybszy sposób na duże pieniądze-ale nie zawsze się udaje-a potem całe życie spaprane. Od Nowego Roku również i ja będę posługiwał w więzieniu, dlatego teraz muszę wyrobić sobie specjalną przepustkę, dzięki której będę mógł spokojnie wchodzić do więzienia mężczyzn i kobiet, które znajduje się w sąsiednim budynku. Jest specjalnie oddzielone od więzienia mężczyzn. 
I tak dziś Pan Bóg przygotował dla mnie takie przeżycia, a wieczorem w niedzielę sprawił mi ogromną niespodziankę i przeżycie duchowe, ale to już następnym razem napiszę...
Proszę o modlitwę w intencji kleryków z seminarium w Iquitos, aby wytrwali w powołaniu.




czwartek, 28 listopada 2013

Akcja "La fumigación" okadzania...

W środę o godzinie 06:00 rano zostałem obudzony i usłyszałem słowa od Pawła: musimy opuścić dom...Wow, pomyślałem, sobie, co się dzieje, ubrałem się i zaspany wyszedłem z domu. Okazało
się, że od samego rana rozpoczęła się akcja fumigación, czyli odymiania, okurzania wszystkich miejsc, gdzie mogą znajdować się komary. Mi osobiście bardziej pasuje słowo okadzania wszystkiego. Pan ze specjalnym urządzeniem na plecach rozpyla silnie trującą substancję, która powoduje śmierć komarów, które przenoszą chorobę dengę(można sobie sprawdzić w Internecie, na czym polega ta choroba). Choroba przenoszona jest przez  komary. Po okadzeniu kościoła, naszego mieszkania, nie mogłem wejść do niego przez godzinę. Dlatego też razem z Pawłem poszliśmy sobie na spacer, na różaniec i na śniadanko, bardzo wcześnie rano. Ludzie z naszej ulicy wszyscy siedzieli przed swoimi domami i czekali, na to, aby móc powrócić do swoich mieszkań.Akcja ta spowodowana jest tym, że w domu obok nas, gdzie siostry prowadzą taki jakby dom dziecka dla dziewczynek, wystąpiła denga. W czwartek akcja ta została powtórzona, ponieważ chorobę dengę wykryto u pięciu dziewczynek, i okadzanie trzeba było powtórzyć, z większą  mocą. Użyto więcej substancji, która naprawdę jest trująca, to jest mieszanka paliwa z jakąś substancją chemiczną. Słyszałem taką historię, że starsza kobieta po takim okadzeniu swojego mieszkania weszła do niego i zjadła jakieś jedzenie, które zostało spryskane tą substancją i zmarła potem, ale to tylko taki jeden przypadek,po prostu nie zachowała środków bezpieczeństwa. Ja czuję się dobrze,nic mi nie dolega. Inna sprawa jest taka, że jeśli komar ugryzł chorą osobę na dengę, a potem mnie...no to wszystko jasne, mogę też zachorować na dengę, dlatego też proszę o modlitwę w intencji tych dziewczynek, które już są chore, o łaskę powrotu do zdrowia dla nich, i dla mnie, żebym nie zachorował..Wszystko w rękach Pana Boga. Jestem ciekaw, co mnie jeszcze zaskoczy w Iquitos...



wtorek, 26 listopada 2013

Zakończenie Roku Wiary w Iquitos...

Po dłuższej nieobecności powracam do pisania. Od piątku do dziś, czyli do wtorku miałem sporo zajęć i brakowało czasu wieczorem, żeby coś napisać. Piszę tylko w nocy, bo wtedy mam najlepszy Internet, ale nie zawsze mam siły, żeby coś napisać, bo chce mi się spać. Dobrze, to tyle tytułem wstępu, zaczynam pisać konkrety.
W piątek wieczorem po mszy świętej, pierwszy raz w życiu grałem z ludźmi w Bingo, i wygrałem dwie butelki octu, jak na początek to bardzo dobrze. Tutaj w Peru ta gra cieszy się bardzo dużą popularnością i ludzie uwielbiają w nią grać i wygrywać cenne nagrody. W sobotę razem z ludźmi z parafii pojechaliśmy na odpoczynek poza miasto, piękne i spokojne miejsce, żeby sobie popływać, zjeść obiad, odpocząć. Tak się złożyło, że w tym samym czasie i w tym samym miejscu swój zjazd mieli homoseksualiści, młodzi ludzie, którzy też przyjechali na odpoczynek, 60 osób- nigdy wcześniej w życiu nie widziałem tylu młodych mężczyzn i powiem szczerze, że czułem się dziwnie. Nawet przegrałem z Pawłem zakład o piwo, a zakład dotyczył tego, czy ta osoba to chłopak czy dziewczyna- ja obstawiałem, że to dziewczyna, a jednak okazało się, że to chłopak..przegrałem piwo, ale i tak potem wspólnie wypiłem je z Pawłem. Ci ludzie należą do jakiegoś stowarzyszenia i nawet dostają jakieś dotacje finansowe z Europy. Problem homoseksualizmu w Peru i w całej Ameryce Południowej jest duży, wynika to przede wszystkim z niepełnych rodzin, brak ojca. Ale i tak nasz wypoczynek udał się i każdy z nas był zadowolony.
Niedziela Chrystusa Króla i zakończenie Roku Wiary, ogromnie i z podziwem przeżyłem Mszę świętą, która była odprawiana prze biskupa Miguela w takiej hali sportowej, było około 3 tysięcy wiernych. To, co mnie zaskoczyło to procesja z darami i specjalny taniec w wykonaniu młodzieży, wyznanie wiary, które było przygotowane w poszczególnych fragmentach na transparentach i biskup wypowiadał słowa wiary, a ludzie powtarzali. Niesamowite przeżycie, poczułem się wtedy tak, jakbym należał do tego Kościoła tutaj w Iquitos, i przecież tak jest. Taka niesamowita jedność i siła ludzi wierzących w Jezusa Chrystusa. Po zakończonej Mszy świętej procesyjnie niosąc Krzyż przeszliśmy do katedry i tam zakończyła się cała uroczystość około godziny 22:00. Do domu wróciłem padnięty, ale jaki szczęśliwy. Tak upłynęła mi niedziela, a jutro poniedziałek- spotkanie z księżmi z Polski i wspólny obiad. Po południu pojechałem do seminarium, aby tam przenocować i następnego dnia we wtorek rano odprawić Mszę dla kleryków i powiedzieć kazanie do nich. Obecnie w seminarium w Iquitos jest 16 kleryków. W seminarium przypomniały mi się moje czasy seminaryjne w Płocku, to był piękny czas, choć czasami bardzo trudny. W poniedziałek o 21:00 w nocy odprawiłem sam Mszę w kaplicy, taką w ciszy bez udziału wiernych, sam na sam z Jezusem.
Pobyt w semianrium wykorzystałem również na naukę jazdy motorem, i muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się jazda tym sprzętem, choć nie można rozwinąć dużych prędkości, bo nie ma gdzie, nie ma dróg asfaltowych a po mieści jeździ się raczej wolno. Choć ja dziś po drodze piaszczystej rozpędziłem się do prędkości 30km/h- mój mały sukces. Po Nowym Roku trzeba pewnie będzie pomyśleć o zakupie motoru.
Już dziś proszę wszystkich o modlitwę za kleryków i za mnie, ponieważ w dniach od 16-18 grudnia będę prowadzić dla nich rekolekcje adwentowe- z serca proszę o modlitwę w tej intencji. Dla mnie jest to ogromne wyzwanie, przygotować się do tego i kwestia języka hiszpańskiego. Ufam, że z pomocą Bożą dam radę.
I tak powoli zaczynam wchodzić w to życie duszpasterskie w Iquitos, powoli przybywają mi obowiązki, pomoc w innych parafiach, w grudniu zaczną się spowiedzi adwentowe, i tak aklimatyzuję się w tym miasteczku.
8 grudnia prawie we wszystkich parafiach w Iquitos odbędą się  Pierwsze Komunie, taki tutaj zwyczaj, że akurat wtedy, to też będzie dla mnie przeżycie, bo tak naprawdę tutaj jest wszystko nowe dla mnie i ja to powoli, powoli poznaję-i to jest  piękne.
Zdjęcia przedstawiają miejsce wypoczynku, kaplicę w seminarium a krótki filmik przedstawia Mszę świętą na Zakończenie Roku Wiary.
Z serca błogosławię wszystkich czytelników w imię Ojca i Syna i Ducha świętego. Amen.







poniedziałek, 18 listopada 2013

To już miesiąc...

To już miesiąc mija,jak jestem w Peru, dokładnie 18 października o godzinie 18:00 wylądowałem w Limie,a tydzień później w Iquitos. Dzisiejszy dzień minął spokojnie, byłem z księżmi z Polski, z mojej diecezji na wspólnym obiedzie. Wcześniej byłem też u spowiedzi, jaka to wygoda mieć polskiego księdza pod nosem i móc wyspowiadać się po polsku. I nie ważne jest to, że ja znam tego księdza, a on zna mnie, bo przecież ja spowiadam się Panu Bogu, a kapłan jest tylko pomostem między nami. To taka zachęta dla wszystkich, którzy już dawno nie byli u spowiedzi, zachęcam do tego, aby spowiadać się regularnie, i w łasce uświęcającej, czyli blisko Pana Boga. Co mogę powiedzieć, a raczej napisać po tym miesiącu? Podoba mi się tutaj, jeśli tak mogę to określić, choć czasami są momenty trudne, ale tak to już bywa w naszym życiu ziemskim. Każdy z nas przecież wędruje do życia wiecznego w niebie, a w tej pielgrzymce umacnia nas wiara.
Każdego dnia poznaję nowych ludzi, odprawiam msze w innych miejscach. W ostatnią niedzielę odprawiałem mszę w takiej dzielnicy, gdzie wieczorem gringo(biały) nie jest mile widziany, ale ludzie wiedzieli, że jestem księdzem, choć pewnie nie wszyscy. To co mnie tutaj uderza, to straszna bieda tych ludzi, bardzo niski poziom edukacji, a czasami dzieci w ogóle nie chodzą do szkoły, duża przestępczość- bardzo dużo kradzieży, bo to najłatwiejszy sposób na łatwe pieniądze. Cieszę się, że po tym miesiącu, niektórzy kierowcy motokarów, nie nazywają mnie już gringo, ale padre (ojcze), to takie miłe. Ostatnio miałem taką przygodę z kierowcą motokara, który wiózł mnie w miejsce, które bardzo dobrze znałem, i w pewnym momencie zjechał z wyznaczonej drogi,pytam się go, dlaczego jedziesz tędy? Odpowiedź była następująca- tam stała kontrola policji, a on nie miał prawa jazdy, ale mimo tego pracuje jako kierowca motokara- bardzo ciekawe. W Iquitos bardzo dużo jest kierowców, którzy jeżdżą bez prawa jazdy, aż chce się człowiekowi śmiać z tego wszystkiego.
Poznaję różne dzielnice tego miasta, a czasami też wyjeżdżam poza miasto, albo płynę łódką, żeby podziwiać piękno Amazonki, i docierać do parafii położonych nad Amazonką. Jeżeli chodzi o jedzenie, to bardzo mi tutaj smakuje, choć trzeba uważać, gdzie się je. Mam jedną zasadę, że nie piję napojów, które są sprzedawane na ulicy, i robione z owoców, bo nigdy nie wiadomo skąd pochodzi woda do przygotowania tych orzeźwiających i pysznych napojów. Lepiej jest jeść w sprawdzonych już restauracjach, gdzie jedzenie jest pewne. Jeszcze nie odważyłem się zjeść pieczonych larw robaków suri- suri, ale może kiedyś przełamię się, podobno są bardzo smaczne.
Każdego dnia dziękuję Panu Bogu za to wszystko, co tutaj otrzymuję, tutaj człowiek uczy się doceniać to wszystko, czym Pan Bóg go obdarzył, tak jest w moim przypadku. Piszę sobie tego bloga i tak myślę, że teraz w Polsce jest już zimno, a u mnie ciągle ciepło. I to jest prawda, że tutaj trudno żyć, i jeszcze trudniej pracować, dlatego potrzebuję tego czasu na aklimatyzację. Ogólnie dobrze się czuję, choć w upalne dni, to naprawdę człowiekowi trudno żyć, pracować. I dlatego też, wszystkie akcje duszpasterskie, msze święte odprawiane są wieczorem albo o 07:00 rano, kiedy jest chłodniej.
Dziś nie zamieszczam żadnych zdjęć, następnym razem to uczynię. To już miesiąc minął, potem będzie pół roku, rok i tak dalej i tak dalej, daj Panie Boże.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, proszę o modlitwę i pamiętam w swojej modlitwie za was, wszystkich czytelników mojego bloga.

piątek, 15 listopada 2013

Wyprawa do Nauty i Grau

Witam ponownie wszystkich po krótkiej nieobecności, ale miałem problemy z Internetem. Czasami tak bywa, że brakuje połączenia, ale teraz w nocy, kiedy piszę nowe wiadomości, jest dobre połączenie. Miasteczko Nauta jest niewielką miejscowością, do której z Iquitos prowadzi jedyna droga asfaltowa, prawie 100 km długości. Po przybyciu do Nauty, która nie zrobiła na mnie dużego wrażenia, wyruszyłem dalej, do wioski Grau. Miasteczko Nauta jest miejscem, gdzie dwie rzeki łączą się  Marańon i Ukajali i powstaje Amazonka. Po dwóch godzinach rejsu łódką docieram do Grau wraz z Iris, moją przewodniczką. To miejsce robi na mnie ogromne wrażenie, brakuje tutaj cywilizacji, ludzie nie mają bieżącej wody, a prąd jest tutaj przez kilka godzin w ciągu całej doby. Ludzie mieszkają w bardzo prymitywnych domkach, które nie mają ścian, bo i po co, jak zawsze jest ciepło. Ich praca polega na łowieniu ryb, albo upolowaniu czegoś w dżungli. Idąc przez wioskę wzbudzałem ogromna sensacje, gringo tutaj, i w dodatku taki wysoki. Cisza, spokój, powolny tryb życia, dzieci bawiące się same na podwórku. Proszę zwrócić uwagę na kobietę, która robi pranie a obok niej w tej samej wodzie kąpie się mała dziewczynka, tak to już jest tutaj. Ludzie z tej wioski raz w tygodniu płyną do Nauty, aby zaopatrzyć się w żywność, taka wyprawa jest dla nich bardzo droga i zajmuje sporo czasu. Wypływają nad ranem, aby po południu móc wrócić do domu.W drodze powrotnej musiałem czekać dwie godziny prawie, aż w końcu przypłynęła jakaś łódka i zabrała nas do Nauty. Bilet kosztował 5 soli za 2h rejsu po Amazonce, niewiele. A płynąc łódką czułem się jak w Arce Noego, ponieważ razem  z nami były małe pieski, kurki i dużo pokarmów- ryż, warzywa i inne owoce. I tak szczęśliwie dotarłem do Nauty, z której samochodem taxi za 10zł dojechałem do Iquitos, miasta motokarów i hałasu. To była kolejna moja wyprawa po Amazonce, która naprawdę jest niebezpieczna,a zarazem zachwyca swoim pięknem. Panie Boże, dziękuję Ci za ten dzień.


























niedziela, 10 listopada 2013

Santa Clara- wyprawa po Amazonce

Dziś, przed godziną 07:00 wraz z dwoma klerykami z tutejszego seminarium w Iquitos wyruszyliśmy do wioski, która położona jest nad brzegiem rzeki Amazonki i nazywa się Santa Clara. Podróż trwała około 1h, a ja nie mogłem się nadziwić pięknym widokom i całej naszej wyprawie. Taki rejs łódką, która jest wyposażona w silnik spalinowy jest dość tani i w miarę szybki, zapłaciłem 3 sole, czyli jakieś 3zł z groszami. Taka łódka ma swoją nazwę peke-peke, tak ją nazywamy tutaj. Po dotarciu do celu, zobaczyłem mała wioskę a w niej domki wśród drzew i palm, piękna jest ta dżungla amazońska..Trochę gorzej było z kaplicą, która jest w kiepskim stanie. Na Eucharystię przyszło około 15 osób, a potem była katecheza dla ludzi na temat chrztu świętego, bo tutaj jeszcze nie każdy jest ochrzczony. Podczas mówienia swojego kazania, pani w ławce, młoda kobieta i mama malutkiego dziecka rozpoczęła karmienie piersią swojej pociechy, tutaj jest to naturalny widok, ale w Europie raczej nie.
Dziś poczułem taki prawdziwy klimat misyjny, opuszczając miasto Iquitos i udając się do ludzi, którzy jeszcze słabo znają Jezusa i Ewangelię, potrzeba czasu i nauki tych ludzi. Po powrocie do domu na obiad czekała na mnie pyszna ryba, nazwy nie pamiętam, ale to była najlepsza ryba jaką jadłem w swoim życiu, pieczona na grillu, tak naturalnie-palce lizać.
Zdjęcia które przedstawiam, są z dzisiejszej wyprawy. Domki nad brzegiem rzeki, przystanie, ponieważ płynąc łódką zabiera się również ludzi po drodze. Zdjęcie, na którym ludzie wychodzą z łodki, to miejsce port Nanay, nazwa pochodzi od rzeki Nanay, stąd można popłynąć do różnych pobliskich wiosek i miejscowości. Ogólnie to bardzo spodobało mi się to podróżowanie tymi łódkami i pewnie coraz częściej będę wypływać do ludzi, aby głosić im Jezusa i wiarę w Niego.
Cała dzisiejsza wyprawa trwała 5h, w upale, i odprawiłem tylko jedną Mszę świętą, ale podróż w upale robi swoje, i człowiek jest bardzo zmęczony-ale za to jestem bardzo szczęśliwy. Tutaj ludzie w ogóle się nie śpieszą i spokojnie podchodzą do życia.








Pozdrawiam z Iquitos, z Bogiem.

środa, 6 listopada 2013

Komunikacja miejska

Dziś miałem okazję pozwiedzać trochę miasteczko Iquitos, w którym sobie  żyję i które, coraz bardziej mi się podoba. Do centrum najszybciej można dostać się własnym motorem, ja takiego jeszcze nie posiadam, dlatego też korzystam z motokarów lub autobusów, które zostały przedstawione na zdjęciach. Motokar kosztuje od 1 sola do kilku soli, zależy od odległości, od pogody, bo jak pada, to cena jest większa. Autobus jest tańszy i w Iquitos jest ponad około 60 lini, i trzeba wiedzieć, w jakim kierunku dany numer autobusu jedzie, bilety są tanie, np. za 1zł można przejechać z jednego końca miasta na drugi. Moją uwagę dziś zwróciły dwie osoby, pan który wystaje z autobusu- to jest sprzedawca biletów- konduktor i nawoływacz pasażerów. I druga osoba, to pan, który siedzi sobie i czyta gazetę, ale on jest w pracy. Jego praca polega na ustawianiu motorów i pilnowaniu ich, taka usługa kosztuje około 50 groszy, bardzo ciekawe zajęcie. Zero stresu, zero pośpiechu, totalny spokój w pracy i jest czas na gazetkę.


Ogólnie w mieście jest dużo  hałasu od tych wszystkich pojazdów, który czasami są bardzo stare, ale jeszcze jeżdżą. Osobiście to lubię jeździć motokarami, i targować się o cenę przejazdu. Kierowcy widząc mnie, myślą sobie, że można podwoić cenę, bo jestem gringo, bo jestem biały- turysta, ale ja już znam ceny przejazdów i dlatego zawsze się targuję.
Kolejny dzień kończy się w Peru, jutro mam zamiar jechać do ogordu zoologicznego zobaczyć zwierzęta dżungli, a w sobotę pierwszy raz popłynę do wioski- parafii położonej nad Amazonką, już nie mogę się doczekać. I tak upływa mi czas, coraz bardziej przenika mnie tutejsze życie, język hiszpański, i to jest piękne dla mnie, zachwycam się każdego dnia ludźmi, miejscem.